25 lat i 25 lekcji z nich wyciągniętych.

Dzisiaj siadam przy komputerze w swojej dwudziestopięcioletniej już wersji i podświadomie czuję, że to pewien zamknięty dla mnie etap, który był prawdziwą burzą i spokojnym oceanem w jednym. Który przyniósł tyle samo rozczarowań, co sukcesów.

Doprowadził mnie do miejsca, z którego mogę szczerze przed sobą powiedzieć, że lubię to kim jestem, jaka jestem i że coraz bardziej siebie rozumiem.

Wiem, że będąc introwertykiem, po spotkaniach będę potrzebować “odpocząć” z książką czy tak po prostu z herbatą. Że łatwo się wzruszam; mam kilka nadprogramowych kilogramów; nie lubię rozmawiać/wypowiadać się w grupie; wolę słuchać niż mówić; nałogowo czytam słownik języka włoskiego. I że najpiękniejsze chwile mojego życia wiązały się z zapomnieniem o strachu i wyjściem poza własną strefę komfortu.

Wiem też, że nie znam się na modzie, nie umiem dobierać ubrań, ale znam się na empatii i umiem dobierać słowa.

Przez te dwadzieścia pięć lat spotkałam wielu ludzi. Jednych już nigdy więcej nie spotkam, bo odeszli, za drugimi tęsknię i chciałabym by znów się w moim życiu pojawili. A są też tacy, których mam obok od zawsze, albo od bardzo dawna i to najlepsze co mogło mi się przytrafić.

Wyciągnęłam też kilka lekcji, którymi chciałabym się z wami tutaj podzielić.

Nauczyłam się między innymi, że…

Że warto ludziom mówić, jak bardzo są dla ciebie ważni, jak bardzo doceniasz ich pracę i że ich potrzebujesz. I nie ważne czy robisz to na żywo, czy w smsie. Dobrem jakiego doświadczam od innych chcę się dzielić, chcę o nim mówić głośno.

Że do żadnego tempa nie muszę się dostosowywać. Mogę przeżywać wszystko zgodnie ze sobą, przyzwyczajać się do pewnych sytuacji, dawać sobie czas. Tak było na przykład z moimi studiami. Zrezygnowałam na pierwszym roku, bo wydawało mi się, że się do tego nie nadaję. Byłam najsłabsza w grupie. W październiku zapisałam się jeszcze raz i naprawdę kocham moje studia, kocham język włoski i miałam ogromne szczęście, że na trzecim roku pojawiła się osoba, która mnie skutecznie wyciągnęła z językowych kompleksów, zaraziła miłością do tłumaczenia i do rozwijających rozmów przy kawie. Gdyby ktoś pięć lat temu powiedział mi, że moje prace będę pisać po włosku, że opanuję go do takiego stopnia, że wygram konkurs tłumaczeniowy… chyba bym nie uwierzyła.

Że warto pokonać siebie, swoją dumę, strach i przeprosić, za to, że nie dało się z siebie wszystkiego. I że to jest niesamowicie trudne, ale autentyczne. Prawdziwe.

Że jedną z podstawowych wartości jest rozmowa, spotkanie, przyjaźń. I że po to tak naprawdę żyję. By doświadczać cudu spotkania z drugim człowiekiem.

Że jeśli czuję, że potrzebuję pomocy to warto o tę pomoc poprosić. I przyjąć ją. Za darmo. Bo później dużo łatwiej podać ją dalej.

Że dbanie o siebie i o swoje emocje jest szalenie ważne. I jeśli naprawdę czuję, że na coś nie mam ochoty to tego nie robię. Nawet za cenę tego czy ktoś mnie będzie lubił czy nie.

Że moje myśli nie determinują rzeczywistości. Owszem, wypełniają mnie, ale poza mną jest jeszcze cały świat. A to, że są, nie znaczy jeszcze, że są prawdziwe.

Że najważniejsze by w Twoim sercu “drżało” wielu ludzi. By odbijało się w nim jak najwięcej twarzy. Że dobre i pokorne serce ma wielu przyjaciół. I że piękniej się później idzie przez życie. Razem.

Że nie ma we mnie zgody na bylejakość, bo po to Pan Bóg wlał w moje serce pewne pragnienia, by w odpowiednim dla mnie czasie je spełnić.

Że dobro wraca w najmniej oczekiwanym momencie. Że darmo dając, naprawdę darmo otrzymujemy. I że warto w życiu robić coś dla kogoś tak o. Za darmo właśnie.

Że prawdziwa przyjaźń nie zna kilometrów.

Że kochać człowieka to także nie do końca go zrozumieć, pozwolić mu na tajemnicę, przestrzeń, do której być może nigdy nie wejdę, której nie mogę kontrolować. Kocham kogoś, kogo nie mogę do końca ogarnąć – jest on jak ocean, którego nie obejdę. Przeczuwam, że pozbawiając go tajemnicy, tracę jego miłość. Kocham tego, którego Bóg kocha i rozumie. – to ks. Grzywocz.

Że nie warto oszczędzać na spotkaniach, podróżach i książkach.

Że inni mają prawo mnie odrzucić. I że to jest normalne i w porządku.

Że nie warto kalkulować i rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze zanim się to w ogóle wydarzy… Że powinnam najpierw wejść w dane doświadczenie, a dopiero później je analizować. I to jest życie.

Że nie muszę za wszelką cenę pozbywać się problemów. Nie wyrywajcie chwastów, by razem z nimi nie wyrwać pszenicy. Rozwiązanie nadejdzie w swoim czasie. Zazwyczaj wtedy, kiedy będę gotowa by przez nie przejść.

Że wszystko należy przeżywać z wdzięcznością, bo tylko wtedy przeżyje się to dobrze.

Że spotkanie z Chrystusem odbywa się zawsze na poziomie krzyża.

Że czasami smutek to taka żałoba po dawnym, grzesznym życiu i należy ją po prostu przeżyć. Czasami to konsekwencja grzechu, a czasami to najzwyczajniej w świecie brak Słońca.

Że aby poznać swoją tożsamość należy się oczyścić z ludzi. Być ze sobą. Nie pytać co mam robić. I przede wszystkim nie szukać potwierdzenia swojej wartości w innych ludziach, bo go tam nie ma.

Że nie jestem perfekcyjna, ani lepsza od innych. I to była zdecydowanie najboleśniejsza lekcja.

Że warto dawać ludziom coś, czego samemu się pragnie. Bo ich szczęście przechodzi też na nas. I to z podwójną mocą.

Że prawdziwa ofiara musi mnie w jakiś sposób zaboleć.

Że Pan Bóg w historii o stworzeniu człowieka zasklepił bok Adama. I jest on pełny jako mężczyzna. A ja pełna jako kobieta. Że nie potrzebuję do szczęścia ani drugiego człowieka, ani okoliczności, ani rzeczy. Bo co jeśli ich zabraknie?

I że warto dawać w życiu drugą szansę. Przede wszystkim sobie.

3 thoughts on “25 lat i 25 lekcji z nich wyciągniętych.

  1. Bardzo mnie wzruszyły Twoje słowa. I wiesz? Dzięki tym lekcojm wiem, że nasza przyjaźń przetrwała ciężki czas. I to cieszy najbardziej. Jesteś cudowną kobietą, która dojrzała i dzięki temu wiesz czego oczekujesz od życia. Nie pozwalasz sobie na życie wbrew samej siebie. I potrafisz wyciągnąć konsekwencje z błędów, które były potrzebne, bo dzięki nim możesz się docenić bardziej. Życzę Ci tego, by było tak jak chcesz, by było. I spotkań gdzie będziemy siedziały w ciepłych kocach, słuchały muzyki, dzieliły się dobrem wzajemnie i z innymi, bo tak jak piszesz, trzeba to czynić. I bardzo dziękuję za wsparcie jakie mi dajesz. No i życzę też pycha tortu urodzinowego, bo taka rzecz potrafi jeszcze mocniej zachwycić 🎁🎁🎁♥️♥️♥️🎂🎂🎂

  2. Powiem tylko tyle, że serce mi rośnie na myśl, że od czterech lat jestem tym małym elementem Twojego pięknego życia i sama wiele lekcji z naszej znajomości wyciągnęłam. 💛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *