4. Moja Italia. 3 najbardziej “slow” wydarzenia w Dolinie Aosty

Za oknem leniwie prószy śnieg. Jest on tak nieplanowany, jak dzisiejszy wpis. Zima w pełni, ale pozwólcie, że na blogu zagości lato. Opowiem Wam o trzech najbardziej “slow” wydarzeniach w jakich kiedykolwiek brałam udział we Włoszech. Każdy z nich przeżyłam w swoim życiu dwa razy i za każdym razem zadziwiały z taką samą intensywnością.

Co ciekawe, każdy mój pobyt w Dolinie Aosty to trochę powrót do… życia. To jak wzięcie głębokiego oddechu. Zapominam o telefonie, zamykam bramy prowadzące do mediów społecznościowych, czytam mnóstwo książek, gubię się na górskich szlakach, jeżdżę na rowerze i uroczyście przegrywam w każdą grę planszową. I choć nie ma kiedy spojrzeć na zegarek, to czasu magicznie przybywa.

GiocAosta

Pierwsze z nich to festiwal gier planszowych GiocAosta, który co roku, w sierpniu, przyciąga największych fanów dobrej zabawy. Na tych kilka dni, niemal całe miasteczko zamienia się w jedną wielką grę. Jedni wybierają escape roomy, drudzy zamieniają się w poszukiwaczy skarbu (caccia al tesoro) a jeszcze inni, tradycyjnie, zasiadają przy jednym z drewnianych stolików, skrupulatnie poukładanych w samym sercu Aosty, na placu Chanoux. Do dyspozycji miłośników dobrej zabawy jest wypożyczalnia gier, w której znajdują się chyba wszystkie dostępne na rynku planszówki – coś niesamowitego. Oczopląs gwarantowany. Pomoc wolontariuszy, którzy z przyjemnością tłumaczą wszystkie reguły – też.

GiocAosta 2019, plac Chanoux

Wypełniony po brzegi program jest gwarancją dobrej zabawy dla maluchów, ale i dorośli nie mogą czuć się tu pominięci. Każdy znajdzie coś dla siebie. Gry przygodowe, strategiczne, logiczne, zręcznościowe. Przy stolikach najczęściej zauważam rodziny z dziećmi, grupy przyjaciół, ale muszę przyznać, że to w stronę stolików z seniorami zerkam z największym uśmiechem i szczerą sympatią. Urzeka mnie to bycie razem. Bezczelnie i dokładnie.

Przez niemal trzy godziny graliśmy w przypadkowo ściągniętą z półki grę – Celestia. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. A gra, pół roku później, trafiła na półkę w moim rodzinnym domu.

Le Joua de la rouletta – la rouletta w Chambave

To tradycyjna gra, w którą od ładnych kilkudziesięciu lat gra niewielka grupa mężczyzn z małego miasteczka nieopodal Aosty – Chambave. Co roku, 11 sierpnia, dzień po dniu patrona, świętego Wawrzyńca, główną ulicę wypełniają mieszkańcy oraz prawdziwi bohaterowie – mężczyźni przebrani w chłopskie stroje z drewnianymi kulami różnych rozmiarów, które losują uprzedniego wieczoru. Sztuką jest obserwować ich grę tak, by przypadkiem tymi kulami nie oberwać. Głośne “Ballino avanti!” rozbrzmiewa po południu w całym Chambave.

Gracze zbierają się w najniżej położonym końcu ulicy, by przez kolejne godziny wspinać się coraz wyżej i wyżej rzucając drewnianymi kulami, tak by znalazły się, jak najbliżej głównej kuli, il ballino. Do pokonania 600m potrzeba im około 4 godzin przepełnionych śmiechem, żartami i… dobrym winem. Rzuty odbywają się w coraz to dziwniejszych pozach i wykonane dobrze, gwarantują, potrzebne do wygranej, punkty. Na szyi każdego uczestnika można zauważyć drewnianą tabliczkę, na której każdą pomyłkę sędzia zaznacza kreską. Przegrani stawiają kolację.

Ich grze, z zaciekawieniem, przyglądają się i kibicują rodziny, dzieci i przyjaciele. Za każdy dobrze wykonany rzut nagrodą są brawa i głośne okrzyki uznania. A uwierzcie mi, jest za co podziwiać, bo wśród nietypowych propozycji na rzut jest na przykład taka, w której gracz z plastikowym kubkiem z winem w ustach musi usiąść na ziemi tyłem, odchylić się i rzucić, podczas gdy wino zalewa mu twarz.

Z największym uśmiechem przyglądałam się jednak radości z jaką gracze napełniali sobie nawzajem wiadra z wodą, w których później każdy musiał usiąść i wykonać rzut. Ah ta przyjacielska złośliwość.

Gra kończy się na drugim końcu ulicy, przy fontannie do której każdy z uczestników skacze, głośno wywołując do skoku następnego.

La rouletta – Chambave

Urzekła mnie pomysłowość mieszkańców i serdeczna atmosfera całego wydarzenia. Telefon został w domu, ja bawiłam się wyśmienicie i mam w sercu kilka naprawdę ciepłych wspomnień.

Foire d’été – la fiera d’estate

Ostatnim wydarzeniem są odbywające się co roku Targi Letnie, mające na celu promowanie rękodzieła Doliny Aosty. Wszystkie uliczki w centrum wypełnione są po brzegi różnego rodzaju straganami. Drewniane zabawki, przybory kuchenne, narzędzia, ozdoby. Własnoręcznie szyte ubrania, tekstylia do domu. Na placu Chanoux obejrzeć można także tradycyjnie wykonane meble.

Niepowtarzalność każdego przedmiotu sprawia, że spacer wydłuża się w nieskończoność. Zadziwia dokładność, kreatywność, serdeczna atmosfera i rozmowy z pomysłodawcami tych skarbów. Gdzieś w tle rozbrzmiewa muzyka i dumnie panoszą się Alpy.

Fiera d’estate – Aosta

Jest w tym wszystkim coś z prostoty, do której bardzo ostatnio tęsknię i której szukam na co dzień; coś z wdzięczności za czas spędzony z bliskimi; coś z szacunku do pracy wykonanej przez drugiego człowieka. Coś, co nie ma absolutnie nic wspólnego z dzisiejszym konsumpcjonizmem i pogonią za sukcesem.

Błogosławiona prostota. Tylko czasy jakby nieodpowiednie.

1 thought on “4. Moja Italia. 3 najbardziej “slow” wydarzenia w Dolinie Aosty

  1. Tak coś czułam, że dzisiejsze okoliczności zainspirują Cię do nowego wpisu. Na to liczyłam. ♥
    Ta ruleta to jakiś kosmos, nawet nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak to musi wyglądać na żywo! A swoją drogą, zauważyłam, że we Włoszech oni mają zupełnie inny stosunek do rękodzieła, niż u nas. Można iść główną ulicą miasta i dostrzec pracownie artystyczne, ręcznie zdobioną ceramikę, plecione dywany, co jakiś czas ustawiane są w centrum budki czy stragany właśnie poświęcone rękodziełu lub ogólnie forma wsparcia małych firm, hodowców, twórców. Coś niesamowitego! No, a planszówki to wygrywają wszystko, bez porównania, hehe.
    Nawiasem mówiąc, im więcej opowiadasz o Aoście, tym bardziej mi się marzy, by ją odwiedzić. ♥

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *