#1 Październik w książkach

Wycieram tym wpisem kurz kilku tygodni. Jest to kurz krakowski, więc trochę obcy, ale zdecydowanie dający się oswoić. Do Krakowa podchodzę jeszcze nieco nieufnie, choć daje mi mnóstwo czasu na książki, naukę i rozmowy. Może nie jest jednak taki straszny, jak go sobie z tej mojej slow life’owej chmurki wymalowałam?

Zostawiam Was dzisiaj z pierwszym wpisem o książkach, jakie udało mi się przeczytać w październiku. Może coś Was zainspiruje, lub zdrowo się ze mną pokłócicie w komentarzach. 🙂 Bawcie się dobrze, a jeśli macie ochotę, podrzućcie coś na listopadowe wieczory.

Jerzy Jarniewicz “Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim”

Jerzego Jarniewicza odkryłam przez przypadek. Usłyszałam o nim kiedy zza okna dobiegł mnie stukot krakowskiej dorożki, w twarz świeciło mi słońce, a ja słuchałam o przekładzie literackim. Próbowałam rysować w myślach przestrzeń pełną refleksji na temat roli tłumacza, problemów z jakimi musi się mierzyć. W ten oto sposób, gdzieś na ul. Grodzkiej, otwarł się przede mną nowy świat. Świat, którego częścią chciałabym się stać. Kiedyś.

Jego eseje były bardzo “soczyste”, pełne wyrafinowanego słownictwa, czasami wręcz ciężkie i trochę mi to przeszkadzało. A z drugiej strony kim jestem by oceniać rzeczywistość, której jeszcze nie znam?

Kiedy zamykałam tę książkę pomyślałam tylko, że się zgadzam z jego myślą. Że dla mnie ważniejsza jest próba wzbudzenia w czytelnikach tych samych uczuć, wrażeń, jakie towarzyszyłyby mu, gdyby czytał tekst oryginalny. Nawet kosztem lekkiej niewierności w formie.

Jan Gondowicz “Pan tu nie stał”

Poszłam za ciosem i z miejskiej biblioteki przyniosłam do domu nie tylko Jarniewicza, ale też Gondowicza.

Zbiór szkiców o literaturze i czytaniu. I w zasadzie nie wiem co jeszcze mogłabym napisać. Na pewno ujęły mnie eseje, w których powraca do dzieciństwa, w których rodzi się jego miłość do książek. Refleksje większego kalibru mi ciążyły, czasami wręcz denerwowały, bo miałam wrażenie, że muszę spojrzeć naprawdę wysoko, żeby się spotkać z ego autora.

A i figlarz z niego niemały, skoro zwykł tę książkę dedykować ” Dla … któremu już stoi”. Po przeczytaniu tej książki, naprawdę śmiem wątpić.

” Sztuka czytania nie jest rozrywką ale może być rozrywką nie jest eksperymentem ale może być eksperymentem nie jest filozofią ale może być filozofią nie jest rewoltą ale może być rewoltą; nie jest ekstazą ale może być ekstazą. W ostatecznym rozrachunku nic innego jak tylko sztuka czytania utwierdza nas że każda rzecz może być czymś innym a nawet swym własnym przeciwieństwem.” “

Marko Ivan Rupnik “Alla mensa di Betania” [“O przyjaźni z Chrystusem, czyli przy stole w Betanii”]

To już chyba można nazwać przyzwyczajeniem, kiedy sięga się regularnie po książkę w innym języku, by się gdzieś po drodze nie “zastać”, nie zardzewieć, prawda? W przypadku Rupnika, to przyzwyczajenie ratuje serce.

Marko Ivan Rupnik, to częsty gość na moim regale z książkami. Przede wszystkim dlatego, że tworzy dla mnie nową mozaikę rzeczywistości. Zostawia we wnętrzu drobne kamienie, kawałki ceramiki, szkiełka, które z czasem układają w mojej głowie duchowe dzieło sztuki. Odbijają Światło, prześwietlają, weryfikują mój sposób patrzenia na Boga, świat i na drugiego człowieka.

Wiara. Grób. Przyjaźń. To mi w głowie rysował i przez tę dolinę mnie przeprowadził. Betania stała się moją Betanią.

Mam słabość do drugiego człowieka. W rozmowach chyba najbardziej lubię słuchać. Tęsknię do rozmów głębokich, które budują mosty; rozmów, w których chodzi o spotkanie.

O takim właśnie spotkaniu, kultury wschodniej z zachodnią, mogłam przeczytać w książce “Czerwień Niebieskiego Jeruzalem. O sztuce, wierze i ewangelizacji”. Przysłuchiwałam się z uwagą refleksjom Rupnika. Jego sztuka przez krytyków określana jest jako teologia chrześcijańska w bizantyjskich formach. To właśnie na jej poziomie ma odbyć się spotkanie, ponieważ przemawia językiem bliskim dla całego chrześcijaństwa.

Nosiłam niektóre zdania przez kilka dni, czasami stawiałam pytania jemu, czasami samej sobie. Przede wszystkim jednak, podążałam za tymi, które pojawiały się ze strony Natašy Govekar.

“Fłorenski pokazuje, że do prawdy można dość, wychodząc poza siebie, ponieważ prawda nie jest jakimś martwym przedmiotem, który można wziąć w posiadanie – ona jest pewną komunią; dzięki tej komunii mamy udział w samej prawdzie, zamiast czerpać jedynie idee z jej formy zewnętrznej. Stąd o znajomości prawdy możemy myśleć jedynie w miłości; prawda objawia się jedynie poprzez miłość. To jest prawda – jedyna prawda, która jest piękna. “

“Kwiatki Świętego Franciszka”

Powrót do szkolnej lektury, ale i do odległej niegdyś myśli o pisaniu pracy magisterskiej. Jedno jest pewne: inaczej czyta się tę książkę, ze złowrogim, dyszącym oddechem magisterki na karku. I tego zdecydowanie nie polecam. Polecam natomiast usiąść sobie spokojnie i pozwolić tej książce przemieniać spojrzenie.

Rozpisywać się zanadto nie będę, bo o klasykach wypowiedziało się już wielu ważnych ludzi i od nich można czerpać.

I choć z tą książką spędzę następny rok, to skupiam się tylko na jednym:

Na szczęście życie świętego Franciszka przemienia bez względu na okoliczności.

1 thought on “#1 Październik w książkach

  1. Niestety, żadnej z tych książek nie znam, więc ani nie podyskutuję, ani się nie pokłócę, eh! Ale miło widzieć, że miesiąc upłynął Ci takim intensywnym czytaniem – u mnie była tylko jedna (ale jaka! I zapomniałam na śmierć Ci ją wysłać! 🙈 Muszę obczaić tego Google Drive’a!)

Skomentuj Martyna 🌿

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *