Kiedy (prze)czucie nie wystarcza – wartość człowieka

W tym Nowym, 2020, Roku chciałam Was przywitać bardzo osobistym i ważnym dla mnie wpisem; rzeczywistością moich myśli, która bardzo mocno przeniknęła moje serce właśnie na przełomie grudnia i stycznia, oraz przemyśleniami, z którymi weszłam w to, co nowe – w 2020 rok.

Przed lekturą tej książki usiadłam wygodnie na łóżku, upewniłam się, że pod ręką mam herbatę z sokiem malinowym mojej mamy i zadałam sobie to istotne pytanie. Edyta, czujesz swoją wartość? Jak z Twoim poczuciem własnej wartości?

Okazało się, że owszem, noszę w swoim sercu przekonanie, że jestem wartościowa, że każdy człowiek taki jest. Mocno czuję wartość tych, z którymi przebywam, nawet jeśli jest podkopana cechami, których nie znoszę. Zawsze mówię sobie wtedy, że ich historia życia też jest święta i jeśli nie potrafię tego przyjąć, to lepiej w ogóle nie wchodzić w rozmowę. W serce każdego człowieka wpisana jest ta święta intuicja.

No właśnie. Czuję swoją wartość. Mam intuicję, że jestem kimś wartościowym; że każdy napotkany człowiek taki jest. Ponadczasowa prawda o człowieku. Niby podobni do siebie, a tak zaskakująco inni, wyjątkowi. Wartościowi. Nie mieści się to w mojej głowie. Jaka wartość musi być wpisana w nasze serca, że nie znajdziemy drugiego, takiego samego człowieka.

A jednak czasami w tę wartość nie wierzę. Dokonuję wyborów, które jej zaprzeczają. I o tę moją niewiarę, niejednokrotnie się potykam. Milczę, bo boję się, że wyrażenie opinii wpłynie na to, czy ktoś mnie będzie lubił. Zwlekam z podejmowaniem decyzji, bo boję się reakcji ludzi. Za wszelką cenę, nie chcę zwracać na siebie uwagi, bo świadomość myśli, jakie mogą zrodzić się w ludziach na mój temat, mnie paraliżuje.

Jak odnaleźć tę właściwą drogę, kiedy napotykam jakąś nieznaną blokadę, która nie pozwala mi iść za tą świętą pewnością, która odwraca mój wzrok od prawdy? Na szczęście tam gdzie ja jestem u kresu, Ktoś jest u początku.

Lektura książki księdza Grzywocza “Wartość człowieka”, to było wejście do nowego świata. Dokładnie tak się czułam: jakby ktoś postawił mnie przed wielką, piękną bramą, za którą mogłam odkryć rzeczywistość, jakiej nie znałam. Wszystkie elementy mojej życiowej układanki zaczęły do siebie pasować, tworzyć może niezbyt idealny, ale jednocześnie bardzo ważny i piękny dla mnie obraz. Obraz życia w niskim poczuciu wartości, którego nie byłam do końca świadoma.

“Im niższe poczucie własnej wartości, tym bardziej środek ciężkości człowieka ucieka od ziemi, przesuwając się w górę i dochodząc do głowy, w której mamy tysiące racjonalizacji i pomysłów. Jeżeli środek ciężkości jest w głowie, człowiek może się łatwo przewrócić, jest po prostu za wysoko. Środek ciężkości, powinien być niżej, bliżej ziemi, wtedy człowiek będzie stał dobrze – stabilnie i pewnie. Ziemia, czyli realność, to doświadczanie swojej wartości i słabości, doświadczanie swojej własnej ziemi, która jest żyzna, ale także brudna. To, co jest sterylne i czyste, jest bezpłodne. Prawdziwa ziemia jest żyzna, wartościowa i brudna. Wiedzą o tym ludzie pokorni i potrafią to przyjąć. W przypadku ludzi o niskim poczuciu wartości, mamy wrażenie, że przewróci ich najmniejszy podmuch wiatru. Idą, chwiejąc się. Za wysoko bowiem mają środek ciężkości, za daleko od ziemi. “

Takim chwiejnym krokiem szłam prawie cały 2019 rok. Każde potknięcie to było uświadomienie sobie problemów, które z tego niskiego poczucia własnej wartości wynikały.

1.Podejmowanie decyzji.

Najmocniej odczułam trudność w podejmowaniu własnych decyzji. No bo jak decyzja kogoś, kto nie czuje się wartościowy może być wartościowa? Przecież nie uda mi się dobrze wybrać, nie uda mi się podjąć właściwą decyzję. Potrzebuję kogoś, kto mi powie co mam robić. Nie ufałam sobie. Przerażała mnie myśl, że dokonanie wyboru zawsze wiążę się ze stratą. Źle wybrać jest przecież tak łatwo. Później każda podjęta decyzja obniżała mój punkt ciężkości. Głównie dlatego, że do ich podjęcia potrzebowałam pokory i wyzbycia się własnej dumy: coś, o czym nigdy nie myślałam i czego nigdy nie brałam pod uwagę. Doświadczałam swojej słabości i odzyskiwałam poczucie własnej wartości.

2. Spójrz na mnie.

Kolejną trudnością, którą sobie uświadomiłam podczas lektury, było to, jak rzadko patrzę ludziom w oczy, ale też jak mnie boli, kiedy inni nie patrzą w moje. Potrzebujemy spojrzenia. I potrzebujemy spojrzeniem przekazać komuś jego wartość. Patrząc w lustro ciężko będzie przekonać samego siebie o swojej wartości. Patrząc w oczy drugiego człowieka, można wyczytać bardzo wiele. I bardzo wiele przekazać. Na wartościowe rzeczy/osoby chcemy patrzeć. Dzisiaj, kiedy z kimś rozmawiam, muszę się jeszcze pilnować, by patrzeć w oczy. Czasami mam dni, podczas których obawiam się, że w moich oczach będzie można wyczytać, jak bardzo w siebie nie wierzę, czy jak mocno podkopane jest dzisiaj moje poczucie własnej wartości. Wychodzenie z tego jest procesem. Czasem na kilka miesięcy, lat, a czasem na całe życie.

3. Lenistwo.

Samo lenistwo może mieć bardzo dużo przyczyn, powodów. Ja podzielę się swoimi. Czasami moja bierność wynika sama z siebie. Tak po prostu. Potrzebuję odpoczynku, potrzebuję nie robić nic, potrzebuję usiąść, albo jeszcze lepiej: położyć się, z tą błogą świadomością, że nic nie muszę. I jest mi z tym dobrze, bezpiecznie. Czuję się swobodnie i wiem, że po takiej przerwie przyjdzie czas na obowiązki, na pracę.

Innym razem jest zaprzeczeniem mojej wartości. Nie wierząc w swoją wartość, nie wierzę, że jestem w stanie zrobić coś wartościowego, że to w ogóle możliwe, że mi się uda. Lenistwo. Ksiądz Grzywocz powołuje się na łacińską zasadę: jaki byt, takie działanie. Działanie wynika z bycia. Podkreśla też, że człowiek z natury jest istotą bardzo kreatywną i ma dużo chęci.

4. Kontakt z emocjami.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że negatywne emocje mogą być dobre, że można je dobrze przeżywać. Raczej bliżej mi było do tego, by szukać sposobów na to, by zniknęły. I najlepiej nigdy więcej się już nie pojawiły. Zazdrość. Agresja. Wstyd. Gniew. W ubiegłym roku był taki moment, kiedy przyszły wszystkie jednocześnie. Z podwójną mocą. Z jednym konkretnym uczuciem, jeszcze sobie jakoś człowiek poradzi. Ale z wszystkimi na raz?! Jak się odnaleźć w takiej trudnej rzeczywistości? Gdzie szukać sposobu, co robić by odeszły. Jakie książki przeczytać? Do kogo pójść? Jeśli doda się jeszcze do tego wrodzoną (nad)wrażliwość, to mieszanka wybuchowa gotowa. Tymczasem napięcie rozładowała jedna rozmowa. A raczej jedno konkretne zdanie: Ale przecież to jesteś ty. Uświadomienie sobie tego faktu, że negatywne emocje można po prostu przeżyć, było bardzo uwalniające. Uświadomić je sobie. Wsłuchać się w nie. Przeżyć. Wyciągnąć lekcje. Niesamowicie odkrywcze, dla kogoś kto wiecznie uciekał.

W tym miejscu jeszcze raz polecę audiobook “Uczucia niekochane”. Polecam!

5. Dobrze, że tu jestem.

Ostatnim problemem, z którym musiałam i chciałam się zmierzyć jest niepewność wynikająca z tego, gdzie jestem. Poniekąd wiąże się to z podejmowaniem decyzji i pogodzenia się ze stratą.

” Wartość daje zakorzenienie. Im wyższe poczucie wartości (…), tym większe zaufanie do chwili i miejsca (tu i teraz). Tym większe zakorzenienie. Taka swoista chęć bycia tutaj: Dobrze, mi tutaj, w tym miejscu. Tu mogę się zrealizować. Im niższe poczucie wartości, tym większa trudność z byciem tu i teraz, w tej chwili. Gdzie indzie byłoby mi lepiej – występuje ciągłe niezadowolenie i niepewność. Czy nie powinienem teraz zrobić czegoś innego, może lepiej siedzieć w domu? Być może odpocząć, albo gdzieś pojechać? Co ja tutaj robię? (…) Taki człowiek zawsze węszy, czy to aby nie jest jednak złe miejsce. Ludzie z wysokim poczuciem wartości czują się dobrze: dobrze, że tu jestem. Bardzo dobrze. Dobrze mi tutaj. “

Mając do wyboru kilka spotkań, długo podejmowałam decyzję co wybrać. Bałam się podjęcia złej decyzji. Albo wręcz przeciwnie: nie podejmowałam żadnej, zostawałam w domu i pogrążałam się w myślach: a mogłam iść, a może powinnam wybrać to, a może tamto.

Często było mi źle w miejscach, w których byłam. I często wolałam być gdzie indziej.

Dzisiaj z uśmiechem mogę napisać, że ta droga w kierunku odnalezienia własnej wartości, jest całkiem spoko. Bywa, że gdzieś mnie ten życiowy wiatr zarzuci, czasami się potknę o jakieś wydarzenie z przeszłości, czy schemat, z którego trudno mi wyjść, a bywa też, że idę wyprostowana, w ładnej sukience, słońce świeci mi w twarz. Żyję.

1 thought on “Kiedy (prze)czucie nie wystarcza – wartość człowieka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *