Hygge – mój cichy sposób na szczęście

Pamiętam, że książka o duńskim kluczu do szczęścia pierwszy raz trafiła w moje ręce kilka lat temu w małej krakowskiej księgarni i już wtedy doszczętnie urzekła. Wracałam wtedy z zajęć, a moją cotygodniową tradycją było przeglądanie nowości na rynku wydawniczym. Tę małą niepozorną książkę obejrzałam więc z każdej strony, a potem, cóż… została ze mną na dłużej. Najpierw pożyczyłam ją od przyjaciółki, a później sama kupiłam, bo okazała się być niezastąpionym źródłem inspiracji. Pokazała wartość troski o samą siebie i o innych, oraz nauczyła dostrzegać to uczucie harmonii i spokoju wewnętrznego, które z czasem stało się takim właśnie cichym i prostym sposobem na szczęście.

Zaczęłam przypatrywać się moim dniom i zwracać uwagę na momenty, które sprawiają, że czuję się dobrze, bezpiecznie, że idzie mi się lekko i oddycha pełniej. Zaczęłam bardziej przykładać uwagę do szczegółów i dbać o to, by moi goście czuli się u mnie komfortowo. Tuż przed spotkaniem często szłam do sklepu po ich ulubioną czekoladę, ciasto lub pączka. W szafce czekała na nich ulubiona herbata, a nierzadko też mieli u mnie kubek, z którego najbardziej lubili ją pić. Uwielbiam te spotkania tak mocno nastawione na obecność, rozmowę, wspomnienia. I choć ciągle lubię pójść na kawę do kawiarni, to jednak najszerzej uśmiecham się na to wspólne siedzenie w czterech ścianach na łóżku, wśród poduszek, przy dobrej muzyce i z przeżytymi przygodami unoszącymi się w powietrzu. A pamiętasz jak… Ale cudownie było wtedy, gdy… Chciałabym to jeszcze powtórzyć…

W ramach duńskiej filozofii hygge z powodzeniem mieści się cały rok. Każda jego pora ma bowiem w sobie mnóstwo aktywności, które stają się tym zapalnikiem szczęśliwych wspomnień. Jeżdżenie na łyżwach, sanki z przyjaciółmi, szukanie pierwszych oznak wiosny podczas spaceru, zabranie kogoś na pierwsze lody w sezonie, spacer po plaży, czy dobra kanapka w połowie drogi na szczyt… Jednak to właśnie jesień zdaje się królować i zamykać w sobie te najbardziej przytulne momenty.

W tym roku postanowiłam więc zaprosić hygge – czyli to uczucie przytulności, radości, wewnętrznego ciepła i szczęścia, do moich październikowych wpisów na blogu. Będzie więc dużo o książkach, o tym co robię by hygge odnajdywać w sobie i wokół siebie na co dzień i o marzeniach. Czujcie się zaproszeni!

Na początku bardzo pomocne było samo nazwanie tego zjawiska i uświadomienie sobie, że to przyjemne ciepło w środku, towarzyszące mi za każdym razem, kiedy mogę zamknąć za sobą drzwi, zrzucić płaszcz i zrobić sobie ulubioną herbatę, ma nazwę. Stało się czymś konkretnym, a przez to jakby bardziej zauważalnym. Zaczęłam dostrzegać coraz więcej takich momentów i jeszcze bardziej się nimi cieszyć. Ba! Dotarło do mnie, że szczęście nie jest jakimś odległym pojęciem, do którego za wszelką cenę muszę dążyć, nie jest ciągłym spinaniem się, by wykorzystać każdą okazję, być wszędzie i doświadczać jak najwięcej.

[…] w ‘hygge’ chodzi o to, żeby dać temu zestresowanemu, odpowiedzialnemu dorosłemu, którego mamy w sobie, odpocząć. Zrelaksować się. Chociaż na chwilę.

Meik Wiking – Hygge. Klucz do szczęścia

Kolejnym krokiem było ćwiczenie uważności. Opisać daną chwilę ładnymi słowami jest bardzo łatwo. Ale pozwolić by do serca naprawdę dotarło płynące z niej drobne szczęście ? Niekoniecznie. Kiedy więc ostatnio stałyśmy w oknie z najmłodszą siostrą i śpiewałyśmy ulubioną piosenkę próbowałam sobie samej pokazać wartość tej chwili. Wszystko po to, by mi nie uciekła niezauważona. Jakie to cenne, że możemy się teraz przytulić i coś sobie zaśpiewać. Jestem szczęśliwa.

Z czasem takich momentów było coraz więcej. Rozmowy do późna, zbieranie malin, przygotowanie dobrej herbaty dla wszystkich czy nieoczekiwane zaproszenie na grzyby i ta frajda płynąca z wkładania ich do koszyka. Wracając do Krakowa bardzo się tą leśną przygodą cieszyłam. Żartami, atmosferą, pogodą, zachwytem bliskich.

Jednak czasami, moje hygge, moja świadomość piękna i spokoju, które mogę przeżywać płynie też z obejrzenia ulubionego serialu wieczorem, albo faktu, że za oknem pada deszcz, a ja mogę sobie siedzieć w pokoju, który jest ciepły, zapalić świeczkę i czytać kryminał pod kocem. Cenię sobie momenty, podczas których ten zestresowany dorosły, może złapać oddech i z beztroską dziecka rozpakować kinder niespodziankę.

Różne są rodzaje tych drobnych, szczęśliwych chwil w ciągu dnia, ale każda z nich wlewa do serca spokój i przekonanie, że jest mi w życiu dobrze, że moje teraz jest wystarczające, że potrzeba niewiele…