Ufam tobie

Zasiadam do biurka. Słońce leniwie pada na kubek z kawą i na przepiękne niezapominajki – pamiątka dzisiejszego wydarzenia. I choć część mnie chciałaby to przemilczeć, to czuję, że nie mogę milczeć wobec ogromu miłości jakiej dzisiaj doświadczyłam; wobec tego daru, danego mi przez Kościół i dla Kościoła. Mam serce pełne pokoju, bo czuję się Jego częścią i doświadczam w Nim umocnienia i pocieszenia. Wiem, że Pan dał mi braci i za każdym moim nie dam rady stoją ludzie, którzy mi pokażą, że jest zupełnie odwrotnie.

Kiedy rok temu pełna rozpaczy i nieodnalezienia w tej krakowskiej rzeczywistości przyszłam na Eucharystię i usłyszałam o otwartym wykładzie o mądrości, także w kontekście życia św. Franciszka, nie sądziłam, że oto tam, gdzie ja byłam u kresu, Bóg prawdziwie będzie u początku. Okazało się, że to otwarte spotkanie Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Byłam wtedy po 5 miesiącach szukania wspólnoty w Krakowie i choć te poszukiwania wiele mi pokazały o mnie samej i były potrzebne, to w środku czułam, że jeszcze muszę być w drodze, bo nie odkryłam swojego miejsca.

Tamto spotkanie i każde kolejne były piękne. Rozpoczęliśmy nieszporami przy jednym, drewnianym stole. Pamiętam dokładnie jeden z psalmów, którym się modliliśmy, bo stał się moim udziałem. Poczułam, że w tamtej chwili ten psalm wypełnia się w moim życiu, że go autentycznie przeżywam.

Wznoszę swe oczy ku górom: 

Skądże nadejdzie mi pomoc? 

 Pomoc mi przyjdzie od Pana, 

co stworzył niebo i ziemię. 

On nie pozwoli zachwiać się twej nodze 

ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże. 

Oto nie zdrzemnie się 

ani nie zaśnie 

Ten, który czuwa nad Izraelem. 

Pan cię strzeże, 

Pan twoim cieniem 

przy twym boku prawym. 

Za dnia nie porazi cię słońce

ni księżyc wśród nocy. 

Pan cię uchroni od zła wszelkiego: 

czuwa nad twoim życiem. 

Pan będzie strzegł 

twego wyjścia i przyjścia 

teraz i po wszystkie czasy. 

Psalm 121

Podniosłam wzrok, spojrzałam na tych ludzi i… poczułam, że jestem w domu; że po tej wędrówce w poszukiwaniu wspólnoty mogę odpocząć. Odetchnąć. Nabrać znowu sił. Poczułam się przyjęta. Ze ściany zerkał mój św. Franciszek, a ubóstwo i prostota tamtego spotkania prawdziwie mnie przyciągnęły. Wspólna modlitwa, herbata, wymienione słowo. Nic nadzwyczajnego, ale to właśnie ta prostota nawoływała, by szukać jej w życiu codziennym. Nie gonić za tym co jest wielkie, albo co przekracza moje siły. Uczyłam się więc tego przez ostatni rok. I uczę ciągle.

Dzisiejszy dzień stał się preludium do jutrzejszego wydarzenia – Święta Miłosierdzia Bożego. Podczas porannej liturgii, wsłuchując się w Ewangelię dotarło do mnie, że pomimo moich braków, pomimo słabości i przede wszystkim pomimo mojej tak częstej niewiary w to, że On zmartwychwstaje, że daje mi się cały, Pan Bóg mnie wybiera i zaprasza by dziś, jutro i pojutrze być z Nim w drodze. Czuć to pragnienie by do Niego dołączyć i przez to moje zwykle, proste życie głosić, że jest coś więcej, że czeka na nas Niebo, że prawdziwie jest Bogiem z nami. Wzruszyło mnie to, bo poczułam jak bardzo się nie nadaję by nieść świadectwo, ale też jak bardzo On mi ufa. Widzi moje niedowiarstwo, a mimo to posyła. Tak, jak to się stało z uczniami, którzy Go nie rozpoznali, a On z nich nie zrezygnował.

Dzisiaj rano usłyszałam: Edyta, ufam tobie. Dzisiaj Pan Bóg stworzył w moim sercu przestrzeń pełną otwartości i zaufania, która wzywa do odpowiedzialności, do tego by od siebie wymagać, a ja czuję, że chcę na to wezwanie odpowiedzieć.

I chciałabym, żebyś usłyszał, że Jego ufam, jest skierowane też w twoją stronę. Że cię uniesie, przeniesie i obroni. Że nie zasnął, choć być może tak ci się wydaje. Że ma do ciebie zaufanie.

To zaproszenie do drogi, do procesu, do przyjaźni. Głęboko wierzę w to, że jutro, w Niedzielę Miłosierdzia, na nasze Jezu ufam Tobie – Chrystus, który jest Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, odpowie.