Duchowość na wakacjach

Samotny spacer tuż po zachodzie słońca. W ręce tylko aparat, na nogach sandały, a w środku tęsknota. Nienasycenie. Jakieś marne próby uchwycenia piękna, które jest czymś więcej niż teraźniejszością. Przeczucie świętości tej chwili, która przecież dzieje się dla mnie tu i teraz. Cisza. Kamienie na drodze. Samotność, w którą już za chwilę wejdzie Ten, który mówi, że już nie nazywa mnie sługą, ale przyjacielem. Duchowość na wakacjach. Taka prosta. Z piachem na stopach.

„Cały materialny wszechświat jest językiem miłości Boga, Jego bezgranicznej miłości względem nas. Gleba, woda, góry, wszystko jest wyrazem czułości Boga”

Papież Franciszek “Laudato si”

Robiłam powoli zdjęcia i zastanawiałam się czy potrafię odejść od drugiego człowieka nienasycona. Czy wystarczają mi okruchy? Podanie dłoni, ciepła rozmowa, spacer, spojrzenie, które przekazuje tak wiele. Czy potrafię stanąć z tym wewnętrznym głodem twarzą w twarz i przyznać przed sobą, że drugi człowiek go nigdy nie zaspokoi? I czy potrafię taki okruch dać? Serdeczna wiadomość, zaproszenie na spacer, przygotowanie śniadania, przesłana pocztówka… Mnóstwo pytań i wyłaniających się z moich dni odpowiedzi.

Dzisiejszy samotny spacer był trudnością, którą z przyjemnością załagodziłabym obecnością. Ugłaskała wymienionym “dobry wieczór” albo wręcz długą, serdeczną rozmową z kimś bliskim. Tymczasem w sercu, jak echo, odbijało się ciche kim jest człowiek, że o nim pamiętasz? Uwydatniało się z każdym niezdarnie stawianym krokiem, z coraz głębszym wejściem na łono przyrody. Kim jestem ja, Edyta, że o mnie pamiętasz? Jakie jest moje serce, że chcesz się o nie troszczyć? Tajemnica. Studnia, z której tryskają wody życia. Tego codziennego, najprostszego, w którym tyle kłótni, niecierpliwości; w którym tak łatwo kogoś ocenić, popatrzeć z góry; w którym i obiad trzeba przygotować, i pranie zrobić, i naczynia wyciągnąć ze zmywarki. Tymczasem prawda o człowieku, znajdująca się w odpowiedzi na to pytanie, ta prawda nałożona na to zwykłe bycie, na każdy zwykły dzień, jeszcze bardziej przybliża do sensu, koloruje moją duchowość.

To proste bycie przed Bogiem, stanięcie przed nim w sandałach i z piachem na bosych stopach stało się dla mnie odpoczynkiem przy orzeźwiającym źródle. Tam gdzie ja jestem u kresu, Bóg jest u początku. I ta chwila stała się początkiem. Pytanie psalmisty zaś – zaproszeniem do wejścia w niewyrażalne Misterium. Drzwi były otwarte. Drzwi, przez które przeleciała bezszelestnie biedronka, pod kamień schował się chrząszcz, a nad głową zatoczyły koło jaskółki.

To wielkie wyzwanie przyjść do kogoś i nie oczekiwać, że zrozumie, zaleczy, że wypełni pustkę. Przyjść i zgodzić się na nienasycenie, na odwieczną tęsknotę i na prawdę o tym, że nie zostanie ona wypełniona tym ludzkim spotkaniem. Z bycia sługą, który tworzy relacje zależne, stać się przyjacielem. I być w tym człowiekiem wolnym.

A jednocześnie nic tak nie scala serca, jak przyjaźń z Bogiem i człowiekiem. Życzę sobie bym nigdy o tym nie zapomniała i potrafiła zostawiać dla innych tylko tę dobrą cząstkę mnie samej. Życzę sobie, by te proste gesty, te najzwyklejsze momenty – gra w scrabble, siedzenie na leżaku, jedzenie lodów, zbieranie truskawek i towarzysząca temu beztroska były dla mnie znakiem czułej i intymnej więzi. Życzę sobie umiejętności szukania Go tam, gdzie pustka i nieobecność. I tak już na koniec – bym te sandały czasem zdjęła z tą niezłomną pewnością, że stąpam po świętej ziemi.

Duchowość na wakacjach. Przepełniona łagodnością, obfitująca w delikatność wobec siebie samej. Kim jestem, że o mnie pamiętasz?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *