Slow life – jak je ugryźć? I co z nim mają wspólnego Włochy?

Popularna już od kilku lat filozofia slow life ma swoje korzenie w bojkocie znanej nam wszystkim restauracji o charakterystycznym logo w postaci żółtej literki M. A wszystko za sprawą Włocha! Kiedy na rzymskim Piazza di Spagna, w 1986 roku, pierwszy McDonald’s ujrzał światło dzienne, Carlo Petrini w ramach sprzeciwu stworzył International Slow Food Movement, który miał na celu propagowanie lokalnych tradycji kulinarnych, pewnych źródeł pochodzenia produktów, celebrowania posiłków i wysokiej ich jakości. Z biegiem lat ruch ten przeniósł się na wszystkie aspekty życia porywając za sobą szczególnie tych, którzy zmęczeni pracą w korporacji, między jednym mailem a drugim, nie potrafili odnaleźć szczęścia w codzienności. Wszystko zaczęło się więc od jedzenia, jak to we Włoszech.

Potrzebę życia w rytmie slow zauważyłam tuż po przeprowadzce do Krakowa, kiedy na własnej skórze doświadczyłam wszechobecnego pośpiechu i takiej dziwnej, wewnętrznej presji, która towarzyszyła mi po wyjściu z mieszkania. Wynajmowałam wtedy pokój na Ruczaju i by dostać się na uczelnię musiałam przesiąść się z tramwaju na konkretnie zapełniony autobus. Przesiadka zabarwiona była trzema przejściami dla pieszych przy Centrum Kongresowym. Nie dało się przejść przez całą ulicę na jednych światłach, więc targana instynktem przetrwania zaczęłam biec za ludźmi w garniturach i ze skórzaną teczką w ręku, by zaliczyć dwa przejścia za jednym zamachem. To właśnie tam zapaliło się nie tylko czerwone światło, ale i czerwona lampka w mojej głowie.

Zaczęłam szukać małych, przytulnych kawiarenek, wybierałam te mniej uczęszczane ulice by dostać się z punktu a do punktu b, a rok później znalazłam mieszkanie na tyle blisko, by na uczelnię chodzić pieszo. Spacerowałam po parku Jordana szukając wiewiórek, chodziłam na basen i na organizowane przez Włoski Instytut Kultury kameralne spotkania. Coraz częściej też rezygnowałam z jadania na mieście ze znajomymi, by zamiast tego odkrywać nowe produkty i potrawy w zaciszu własnego mieszkania. A to wszystko z ogromną satysfakcją płynącą z poprawy jakości życia.

Z racji tego, że moja przyszłość bardzo mocno związana jest z Italią i spędzam tam praktycznie każde lato, miałam okazję przekonać się osobiście, że Włoch może nie pojechać na wymarzone wakacje, może poczekać z kupnem upragnionej rzeczy, może męczyć się z kiepsko funkcjonującym samochodem, ale na obiad w restauracji i produkty spożywcze z najwyżej półki i dobre wino nigdy nie poskąpi pieniędzy. Dlaczego jest to dla nich tak ważne? Przy posiłku spotykają się z drugim człowiekiem, z rodziną, z przyjaciółmi, z kolegami z pracy. Tym spotkaniem chcą zatem cieszyć się w najwyższym stopniu, by później wspominać go z uśmiechem, przywołując w myślach najlepsze żarty wujka Antonia.

Celebrowanie chwili na stałe weszło więc do mojego słownika. Uczę się też tego, że slow life to tak naprawdę życie w tempie, które sama sobie wyznaczam. To życie w zgodzie ze sobą samym. Nie ma w nim miejsca na robienie rzeczy na pokaz lub tylko dlatego, że inni tak robią. To wsłuchanie się w siebie, swoje potrzeby i swoje oczekiwania, zamiast ślepego podążania za tym, czego chcą od nas inni. To wartościowe relacje z ludźmi, a nie trzymanie się z kimś, bo tak wypada i czerpie się z tego jakieś korzyści. To wreszcie sto procent do komfortu życia, ponieważ uczę się akceptować siebie i stwarzać codzienność w której dobrze się ze sobą czuję. Po prostu.

To wszystko przywraca mi wolność w świecie zdominowanym przez goniące terminy, pośpiech i poczucie pustki. Coraz częściej oddycham pełną piersią i uśmiecham się do siebie, bo przekonałam się, że można żyć wolniej. I pełniej.

Jeśli macie przemyślenia związane z tym tematem, to podzielcie się nimi ze mną, proszę. Będzie mi bardzo miło.

6 thoughts on “Slow life – jak je ugryźć? I co z nim mają wspólnego Włochy?

  1. Celebrowanie chwili to jeden z ważnych aspektow naszego człowieczeństwa…. odkrywam to im bardziej staję się starszy… gdy widzisz jak życie szybko przemija to chcesz je smakować… doswiadczac…. zatrzymać…. jestem Ci wdzięczny Mloda Damo, że dzięki Tobie mogłem sobie o tym ponownie przypomnieć…

  2. Już wiem, że to będzie moje ulubione małe miejsce w wielkim chaotycznym internecie. ❤️
    Dla mnie slow life to docenianie tych małych rzeczy, które na co dzień nam umykają. Smak domowego ciasta, szum liści w parku, dźwięki zaparzanej kawy. Wyjście z domu 10 minut wcześniej, by zrobić sobie spacer, niż na urwanie głowy biec na tramwaj. Niespieszne spotkania z ludźmi, na relacji z którymi mi zależy. Rysowanie godzinami w kawiarniach. Ale tak naprawdę wszystko to, co serce uznaje za wartościowe, gdzie odnajduje się ten wewnętrzny spokój. ❤️

  3. Jak zobaczyłam Twojego bloga, od razu mówię “Edii, to na pewno jest jej”. Powtarzam się, ale ogromnie się cieszę, że stworzyłaś swoje miejsce, które pokochałam od pierwszych liter. Jesteś niesamowicie piękną osobą i proszę, nie zaniedbuję tego. Co do tematyki bloga, uwielbiam się nie spieszyć, zatrzymać w lesie, napić się ulubionej herbaty, czytać książki, słuchać ukochanej muzyki. Czekam na następne wpisy i trzymam kciuki za Ciebie <3

  4. To ja dziękuję. Za miłe słowa i za podzielenie się tą ubogacającą myślą. Bardzo chętnie korzystam z doświadczenia osób starszych. Są prawdziwą skarbnicą mądrości życiowych. 🙂

  5. Martyna! Twój komentarz u mnie to jak ciepłe przytulenie z samej Portugalii. Dziękuję Ci! Bardzo się cieszę, że możemy się nawzajem inspirować i że dajemy sobie tyle wsparcia. 🙂 Lubię tę naszą “slow” przyjaźń!

  6. Dziękuję eM. Za wszystko. Za czas, jaki mi poświęciłaś, pomoc, wsparcie i cierpliwość. Bez Ciebie początek byłby o wiele trudniejszy. Dziękuję za Twoje słowa, które zawsze motywują by iść naprzód. Wiedziałam, że jak nikt inny zrozumiesz tematykę mojego bloga. 🙂 Uściski!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *