To Ja…

“Przestań się bać! To ja…” (por. Ap 1, 12-17) – przeczytałam po ciężkim dniu mierzenia się ze swoim sercem we fragmencie listu Ratzingera, w którym dzielił się swoim doświadczeniem Boga -Sprawiedliwego Sędzi, ale i Parakleta – Pocieszyciela, Przyjaciela, Brata.

Zapach mięty i ciemność wieczoru mieszały się z tęsknotą za nowym porankiem, choć jeszcze trudno uwierzyć, że Bóg stanie na jego brzegu i uniesie moją historię. Ufam jednak, że Jego głos, jest głosem nadającym wartość w cierpieniu; głosem, który ma moc odnaleźć to, co zginęło; głosem, który płynie i którego nie zatrzyma moja niewiara i mój strach przed tym, że źródła smutku wielokrotnie przysłonią źródła nadziei i radości we mnie.

Pan Bóg rodzi mnie do nowego życia, przywraca z cierpliwością na łono Kościoła, daje piękne spotkania, uczy bycia przyjmowaną pomimo. Na adoracji odsłania przede mną swoją świętość i miesza z moją wrażliwością. A ja w Kościół, który ma bijące, święte serce, bardzo wierzę.

Usłyszane w ciszy mojego pokoju To Ja, wypełniło chaos wielu miesięcy pustki. To Ja stworzyło mnie dzisiaj na nowo; tkliwie położyło na mnie swoją rękę i zaprowadziło nad wody, gdzie mogłam odpocząć. Bo Jego głos, jest prawdziwie głosem wielu wód, nie tylko tych, które znam. Jest bezpieczeństwem tam, gdzie życie chce pozbawić światła, ukryć sens, zatrzymać przy bezradności grobu.

Nic nie było dla mnie źródłem takiego wzruszenia, jak to ciche To Ja, wypowiedziane przez Boga, który, jak przed wiekami z Abrahamem, chce zawierać ze mną przymierze. Ściąga powoli i uważnie ciężar odpowiedzialności z moich barków. To Ja sam będę szukał moich owiec. To Ja sam będę cię szukał, Edyta. To Ja cię będę odnajdywał. To Ja

Ale w tym wyznaniu Jego obecności odnajduję coś jeszcze. Ciepło i bliskość domu. To Ja… Przecież mnie znasz, przecież tyle razem przeszliśmy, przecież tam z Tobą byłem, przecież razem płakaliśmy. Te Słowa, które mnie dzisiaj rozpoznały stały się ikoną miłosierdzia, lekcją miłowania serca, które wiele niesie, ale też po raz pierwszy od bardzo dawna czuje, że jest niesione.

Boże To Ja stało się dla mnie świadectwem, że czekając na Współczującego, nie czekałam na kolejną iluzję. Słyszę Jego kroki, stawiane powoli i z usprawiedliwieniem. I ufam, że obraz Judasza, wychodzącego z wieczernika w ciemną noc, dramat podejmowanej w judaszowym sercu decyzji, smutek tamtej nocy i mojej nocy też, już na zawsze staną się obrazem Miłości, której nie wystraszy zdrada, która nie boi się zaryzykować i wejść we wszechogarniającą ciemność, która przed wiekami we mnie uwierzyła i która mi zaufała, doskonale wiedząc dokąd zaprowadzi mnie życie. I nie było to dla Niej granicą. Tam gdzie ja byłam u kresu, Bóg był u początku.

W chrześcijaństwie niejednokrotnie zaskakuje ta tajemnica, że im większa bliskość między człowiekiem, a Bogiem, im większa komunia, tym głębszą staje się inność tych osób. Nie można mówić o żadnym “zlaniu się”, zgubieniu gdzieś po drodze własnego “ja”. Z tej ciszy, która wypowiedziała jedno słowo – Chrystusa, rodzi się Logos, mój Sens. Sens życia, cierpienia, radości, umierania. Jak to dobrze, że mój Kościół nie zatrzymuje się na tajemnicach bolesnych, ale czule, we współczuciu, wchodzi ze mną w pierwszy obraz – obraz płaczu Chrystusa przed wejściem do Jerozolimy, by w odpowiednim czasie, przyprowadzić do drugiego obrazu: Obrazu Nowego Jeruzalem. Wiem, że minie trochę czasu, że zbyt szybkie przeskoczenie do drugiego obrazu mogłoby sprawić, że niemożliwym stanie się wyjście z ruiny. Ale wiem też, że to wszystko po to, by mogła objawić się Jego chwała w moim życiu, by pokazać taką samą realność tajemnic chwalebnych, że moje życie nie zatrzyma się na bólu. To ja jestem Początkiem i Końcem – powie to jedno Słowo. I obdarzy Sensem, który przywróci na łono Kościoła i doprowadzi do nowych narodzin, nowej tożsamości. W swoim czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *